you say shoo, I say rama

5 listopada, 2008

Shooshoorama – Reaktywacja?

Filed under: Uncategorized — shooshoorama @ 7:32 pm

No dobrze… powrocilam. Od jutra zaczniemy sie bawic na nowo ;-)

15 lutego, 2007

Boki zrywać. Ramiona i biodra też.

Filed under: Uncategorized — shooshoorama @ 7:00 pm

Ostatnio mam manię na kawały (wolę słowo kawały niż dowcipy.. z czystej przyzwoitości). Głupie dowci.. kawały mają swój urok. Niezbyt wysokich lotów, ale nie można powiedzieć, że są do bani (zakazuję, absolutnie).

No więc (będę zaczynać zdania od „no więc”, bo tak już mam, kropka). Czy tylko mnie śmieszą zdania typu: siedzą dwa gołębie na parapecie, jeden grucha, drugi jabłko? Albo: wąż mówi do krowy „Ssssspierdzielaj!”, a krowa na to „A muuuuuszę?”. Wysokich lotów to nie jest (tu następuje mój niekontrolowany potok hahów i hehów). Nu.

Chociaż trzeba też przyznać, że dyskretne złośliwości, niedomówienia, zawoalowany cynizm zmuszający do pogłówkowania – też mają coś w sobie. Mózgownica musi przejść w tryb ON.
Na przykład: dlaczego Polacy nie latają w kosmos?

(Chwila ciszy.. zgadujcie!)

Bo poodkręcaliby koła z Wielkiego Wozu!

Uhm, może to był zły przykład, ale tylko taki wpadł mi do głowy (złośliwi powiedzą, że mój mózg nie zbudził się ze stanu spoczynku, odpowiadam: bleee).

Dobra, to na koniec końców jeszcze jeden, który lubię. Klasyka w kolorze blond (lub bląd.. ąę).

Przesądna blondynka mówi do swojej przyjaciółki:
– Wyobraź sobie, że rano spadł mi talerz! Boję się, że to może zaszkodzić dziecku, które w sobie noszę.
– Eee, głupia! W zabobony wierzysz? Dwa miesiące przed moim urodzeniem, mama rozbiła płytę gramofonową i nic mi nie jest… nic mi nie jest… nic mi nie jest…

Jeżeli znacie jakieś śmieszne dżingle (Waszym zdaniem), to się podzielcie… to się podzielcie… to się podzielcie…

PS. Mamo, Ty też rozwaliłaś gramofon?!

2 lutego, 2007

Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o smerfach, ale baliście się zapytać.

Filed under: Uncategorized — shooshoorama @ 3:15 pm

Otóż. Coraz częściej-gęściej napływają do mnie listy z całego świata, z prośbą o pomoc w rozwiązaniu tzw. „afery smerfowej”. Jakże ja – poszukiwaczka prawdy, niezrażona eksploratorka ambiwalentnych zagadnień i oddana smerfomanka – mogłabym odmówić? Rozpatrzmy więc najbardziej problematyczne kwestie.

1. Krystyna z Białki Tatrzańskiej pyta:

„Skąd się wzięły smerfy?”

Bardzo trafne pytanie, Krysiu. Wbrew krążącym plotkom, Papa Smerf nie jest ojcem pozostałych. Matką też nie. Akt prokreacji również jest dla smerfów czymś abstrakcyjnym. Odpowiedź brzmi więc: pojawiają się one, w postaci ciała smerfnego, na szczytach gór podczas drugiej pełni Księżyca (tego samego miesiąca) – czyli po prostu „once in a blue moon” (bałdzo rzadko).

2. Klaus z Zagłębia Ruhry ma następujące wątpliwości:

„Jakim cudem w Wiosce Smerfów jest tylko jedna kobieta? I jak ona się tam znalazła? Mein Gott!”

Uwaga! Smerfetka nie jest jedyną kobietą. Poza nią jest jeszcze Sasetka i Niania (chociaż faktem jest, że blondina była pierwsza). Przejdźmy do rzeczy. Smerfetka została stworzona, a nie zrodzona. Jej twórcami był zarówno Gargamel, jak i Papa Smerf. Prześledźmy proces powołania do życia kobiety „w czepku stworzonej”.

1

W skrócie: na początku był chaos, później chaosu na chwilę nie było, po czym znowu się pojawił. Generalnie Gargamel chciał namieszać smerfom w głowach i zrobić powtórkę z wojny trojańskiej. Najlepszym sposobem było stworzenie kobiety…

2

… ale plan z leksza nie wypalił. Zamiast super-laski powstał babiszon, nieco przypominający naszą prezydentową. Babo-ten-chłop, nie znał obyczajów panujących w wiosce, przez co często popełniał faux-pax (brzmi znajomo?). Jak łatwo się domyślić, nie przysparzało to Smerfetce przyjaciół, a wręcz przeciwnie. Popadła w depresję.

Dobry Papa, żeby przywrócić jej dobre samopoczucie, zainwestował w „plastyczną smerfację” i … koczkodan zamienił się w blond-wampa, którego znamy. Dorzucił jeszcze szczyptę inteligencji, żeby dziewczę nie motało za bardzo w niebieskim kolektywnym społeczeństwie.

3

Juu huu.

3. Johna z Chicago, Illinois (USA) męczy taka sprawa:

„WTF! (czyli Witajcie Towarzysze-Forumowicze – przyp. aut.) Co to być Smerfiątko?”

(Trzy odkaszlnięcia).
Dear John, Smerfiątko to najmłodszy (i tym samym najmniejszy) smerf z rodziny smerfowatych, żyjący pośród smerfów.
Nikt nie wie, czy to on czy ona, ale wszyscy wiedzą, że przyniósł je bocian. Skąd przyniósł? Podobnie, jak w sprawie płci, nikt nic nie wie.

(…)

Hmm. Pytanie dodatkowe, tym razem ode mnie – jaki ustrój polityczny przypomina wam to, co mogliśmy zobaczyć w kreskówce? Wiecie, posłuszeństwo bezwarunkowe i praca w cieniu czerwonego czepca wodza.

27 stycznia, 2007

The Blair Witch Project – po polskiemu.

Filed under: Uncategorized — shooshoorama @ 6:42 pm

Witam w mojej piwnicy, gdzie pachnie wojną, gdzie światła prawie nie ma, gdzie są wspomnienia mojego dziadka i gdzie mucha nie siada (z powodu grasujących tam, ośmio-kończyno-dolnych, potworów).

1

Korytarz główny, podziemny i ciemny. Ale się rymło.

1

Czerwona farba na drzwiach wcale nie znaczy, że kogoś tam zaciukano (ach, ta śląska gwara). To tylko element dekoracyjny. Tak.

1

Wpadła bomba do piwnicy, napisała na tablicy. Bomba w kształcie rury, albo rura w kształcie bomby. Jak kto woli.

1

A to właśnie twór potomków Tekli, Freda (wtajemniczeni wiedzą, o kogo chozzzi). W sumie, to chciałam pokazać, jak nisko wisi sufit (jest zawieszony.. w stronie biernej). Ręki praktycznie wyprostować nie ma możności.

1

Skrzat piwniczny w sosie własnym. Takie osobniki kradną nam powidła i kompoty. Trutka na szczury na nie nie działa.

To tyle, jeżeli chodzi o mój prywatny underground.

PS.

Ups. Zapomniałabym o hamerykańskiej nam pomocy. UNNRA zawitała również u nas. Do góry nogami.. czy tam kartami.

1

1

26 stycznia, 2007

Wielka Mała Gra.

Filed under: Uncategorized — shooshoorama @ 6:23 pm

Moja chwilowa absencja na blogu, usprawiedliwiona wiarygodnym usprawiedliwieniem, została przerwana. Takie filozoficzne myślenie podchwyciłam ostatnio i może Wy je też podchwycicie.

Snowflakes, które kept falling on my head, spowodowały, że mam do szacownej publiki pytanie: Co jest lepsze, lub gorsze? (Zależy od poziomu optysemizmu w organizmie).

Ekhem.. Więc lepiej/gorzej jest?

a) Mieć marzenia i nie osiągnąć nic.
b) Nie osiągnąć nic i mieć marzenia.
c) Nie mieć marzeń i osiągnąć wszystko.
d) Osiągnąć wszystko i nie mieć marzeń.

Okejo, teraz coś z innej beczki. Postanowiłam zabawić się w reżysera (reżyserkę?) i planuję zmontować jakieś filmo. Tak się składa, że działam też na innej stronie i tam umieszczę mój produkt końcowy. Tajemnicą jest, jaka to strona (łatwo na to wpaść, jeżeli choć trochę się mię zna, albo choć trochę zna się ynternet). Jeżeli ktoś mi zada pytanie „Ale.. yyy.. co?”, to grzecznie odpowiem „Jajco”. Kindersztuba przez duże ka. Większe niż model forda.

A u Was życie jak Madrycie, czy raczej marnie, jak w Warnie?

17 stycznia, 2007

Spożywcze wpadki sklepowej siatki, czyli: dramat w dwóch aktach.

Filed under: Uncategorized — shooshoorama @ 2:44 pm

Akt pierwszy, scena pierwsza

Rzecz dzieje się w lokalnym sklepiku.

W rolach głównych:

Asystent szopa (aka As) – chłopak młody i niezaznajomiony z konsumencko-branżowymi terminami.
Ja (aka Ja) – klientka, o sprecyzowanych poglądach, polująca na towar o uroczej nazwie, niekoniecznie z najwyższej półki.

Ja: Poproszę jogurt o smaku panna cotta.
As: Kota?
Ja: Tak, ten z białą babką na etykiecie.
As: Ale o co Pani chodzi?

Następnym razem wydrukuję obrazek z netu, przykleję sobie na czoło i nie będzie wątpliwości, o co Pani loto.
A oto panna cotta, która została owocem Jogobelli:

1

Akt drugi, scena pierwsza

Hajpermarket real,- – pasaż, punt gastronomiczny o nazwie Gorący Kurczak z Rożna. Wybór większy niż tylko opalone kuraki.

Występują:

Pani z nożem na przedzie (aka Pznnp) – istota w fartuchu pokrytym czerwonymi smugami (keczap pewnie, a nie ostatnie tchnienia cziksów chlastanych na zapleczu).
Ja (aka Ja) – osoba wielce zaintrygowana czarną parującą mazią, wydzielającą cebulowe wyziewy.

Ja: Przepraszam, czy na tej patelni, to jest kaszanka?
Pznnp: Nie, to gyros.
Ja: A, to dziękuję.

W takim razie pytam: dlaczego od zawsze wmawiano mi, że gyros wygląda tak:

1

Prawda jest taka, że tylko na pochyłe drzewo, zdrowe świnie skaczą. Tamta, widocznie, skoczyła na sekwoję, albo była nie-halo.

14 stycznia, 2007

Pani powie.. jak to się robi?

Filed under: Uncategorized — shooshoorama @ 7:24 pm

W dniu dzisiejszym, niedzielno-leniwym, prawie-bezproduktywnym (prawie robi wielką różnicę) udało mi się stworzyć kolejne coś. Jako, że bawię się w polską Aunt Agony (ciotkę w agonii, tak), postanowiłam podzielić się z wami sztuką robienia biżuterii. Nie dajcie się zwieść tym palcom.. Tak na prawdziwą prawdę, to kropelka klei się jak trza. Dobrze, że Kopernik wynalazł pumeks.

Enjoy!

1

1

1

1

1

1

1

1

Tylko szaaa. To będzie nasz sekret. OK?

8 stycznia, 2007

Are you watching closely?

Filed under: Uncategorized — shooshoorama @ 1:39 pm

Czy wysiadł Ci silnik? Spodziewałeś się tego? Możesz się nie domyślać nawet, że prędzej, czy później, w totalnym niezrozumieniu sprawy tej, wspomnianej w mojej notce, odnajdziesz coś, co będzie Ci przydatne. Czy ukryta złość, oznacza jakąś wiadomość dla Twojej podświadomości? Miej się na baczności. Oczy wiele zdradzają. Wystarczy szeroko się uśmiechać i otwarte serce mieć zawsze, ZAWSZE!

A teraz, proponuję przejrzeć powyższą notkę jeszcze raz, czytając co czwarty wyraz. Zaczynając od pierwszego. Abrakadabra.

6 stycznia, 2007

Pokaż mi swój ogród, a powiem Ci, kim jesteś.

Filed under: Uncategorized — shooshoorama @ 12:17 pm

Mission accomplished. Polowanie na śniadanie – wykonane. W strugach deszczu i pod ostrzałem spojrzeń przechodniów, udało mi się udokumentować zjawisko porównywalne z fenomenem kręgów w zbożu Północnej Dakoty.
No… to zaczynamy!

1

Oto protoplaści legendarnego zespołu The Beatles. Najwyższy – John Lennon z żółtą kaczuszką siedzącą na pudle (symbol pokoju – przyp. aut.). Obok – Paul McCartney w drewnianym gorsecie, z tęczową ramienią na gitarze. Oraz najmniej rzucający się w oczy Ringo Starr w pozie a’la Trinity z Matrixa. Dla ciekawskich: George’a Harrisona nie ma. George poszedł napalić w piecu.

1

To ptak! To samolot! Nie! To Adam Małysz skradziony z Cepelii. Cena wywoławcza rzeźby na allegro – 2000 PLN.

1

Botek Klekotek. Podczas lotu Afryka – Świnoujście, zatrzymał się w Tychach przy ulicy Sienkiewicza, aby rozprostować skrzydła i … został podstępem pojmany w niewolę. Osiedlowa rada myśli o powołaniu do życia Frontu Wyzwolenia Bocianów Ogrodowych. Wszak z krasnalami się udało.

1

Donald i Rumcajs przy jednym stali murze, Rumcajs na dole, Donald na górze. Rumcajsowi towarzyszy pierworodny syn – Cypisek, pies Huckleberry i zielony cyklop. Obok Donalda pręży się półnaga syrena. Bez komentarza.

1

Wiatrak w stylu pop-art. Myszce Miki sukienka kolor puściła. Do końca nie wiadomo, czy to wina zmiennej pogody, czy celowe działanie artysty. W każdym razie, efekt „niedbałości artystycznej” został osiągnięty. Należy pamiętać, że to bardzo modne w dzisiejszych czasach.

1

I na deser: opiewana w pieśniach patriotycznych armata, zainspirowana rurą kanalizacyjną. Skierowana na południe. Prawdopodobnie mierzy w Czechów.

Norrrmalnie oszaleć można.

4 stycznia, 2007

Trasa wyścigu Cannonball biegnie przez moje osiedle!

Filed under: Uncategorized — shooshoorama @ 10:09 pm

Wracając z korków, zakorkowałam się w korku. Normalni ludzie, w takich sytuacjach, zamykają oczy i się relaksują, albo przeklinają, titają, bluzgają, sapią i warczą. Ja natomiast zaczęłam węszyć sensację. I wywęszyłam. Oto sensacja na miarę mojego osiedla (czyli marna.. ale mnie kręci):

Od razu tłumaczę, że jakość tego zdjęcia nie jest simply the best. A to z powodów następujących:

a) zdjęcie zrobione komórką telefonu aparatowego, który produkuje także pralki i suszarki (najwyższej jakości, ma się rozumieć);
b) z podekscytowania, ręka mi drżała (fotkę cyknęłam 3 razy, ręka tyle samo razy zadrżała);
c) lama jestem i nie umiem robić zdjęć.

Już wyjaśniam, co ten twór zdjęciopodobny przedstawia. Więc jest to auto marki Lay’s, model Iveco, na mazowieckich blachach (Grodzisk, jeżeli wierzyć guglom). Nu, ale nam nie chodzi o sroły-pierdoły, tylko o sensację. Owa żółta tabliczka po lewej prawie-dolnej przedstawia napis: „Czy jadę bezpiecznie? Jeżeli NIE – zadzwoń” (… a wylecę z pracy – powinno być dopisane).
Swoją drogą, jestem ciekawa, co znaczy ta biała liczba 32 na czarnym tle. Czyżby szef tego pana aż 32 razy odbierał telefon w sprawie swojego frito-laya?

No nic, kręci mnie robienie zdjęć z ukrycia, więc jutro zakładam pończochę na głowę, biorę mój idioten-kamera i o świcie zakradam się do ogrodu sąsiada-oszołoma, co to przed domem armaty hoduje.

Stay tuned, bedą foty.

„Ten, kto nigdy nie popełnił błędu, nigdy nie dokonał odkrycia.” – Samuel Smiles

Filed under: Uncategorized — shooshoorama @ 10:18 am

Dobrze jest: widzieć to, co jest.
Źle jest: modyfikować ten obraz na potrzeby własnych pragnień.

Dobrze jest: zatrzymać się w życiu i spojrzeć na nie z boku.
Źle jest: przesadnie analizować to, co widzimy.

Dobrze jest: marzyć.
Źle jest: projektować sobie niestworzone wizje i święcie wierzyć, że one się spełnią.

Dobrze jest: wiedzieć, że są ludzie, na których można polegać.
Źle jest: mieć problemy ze zlokalizowaniem tych ludzi.

Dobrze jest: czuć się niezbędnym.
Źle jest: czuć się przydatnym, ale nie niezastąpionym.

Dobrze jest: wiedzieć, dokąd się idzie.
Źle jest: iść, dokąd się nie wie.

i w końcu…

Dobrze jest: żyć.
Źle jest: wegetować.

1 stycznia, 2007

Przygarnij misia PISia.

Filed under: Uncategorized — shooshoorama @ 5:19 pm

„Kolargol to właśnie ja,
Miś, co zawsze śpiewać chciał.
Lecz choć bardzo kochał śpiew,
Wciąż fałszował pośród drzew.”

Czasami przez nic-nie-robienie człowiekowi zaczyna odbijać. Tak jest w moim przypadku, w dniu dzisiejszym, w chwili obecnej. Z braku laku i faktu, że na bezrybiu nawet karp jest rybą, ułożyłam sobie listę noworocznych postanowień.

1. Postanowienia drobiowe: chodzić spać z kurami, w chwilach rozstroju nerwowego mówić kurka wodna, jeść więcej nuggetsów, kurować się cebulą i czochsnkiem – spożywać, znaczy się, a nie (jak do tej pory) wkładać sobie ząbki do nosa.

2. Postanowienia lubienia: lubić wszystkich (nawet tych, na dżwięk głosu których, mam ochotę wbić sobie paznokcie w kolana i zrobić jebutne drap).

3. Postanowienia mówienia: mówić prawdę, całą prawdę i tylko prawdę, zawsze i wszędzie, jak politycy przed wyborami. Oraz: mówić i myśleć naraz. I nadwa też.

4. Postanowienia ulepszenia: zapisać się na coś ąę. Na przykład na kurs pływania synchronicznego, modelowania kasków dla spawaczy, przetapiania złomu cynkowego lub kurs wytwarzania koronek prastarą techniką czółenkową pod hasłem „Zapomniane frywolitki”.

5. Postanowienia częściowego się niezmienienia: moje ulubione postanowienie, wynikające z bycia lazy bumem, leniwą dupą w sensie. Oznacza to, że mogę sobie bez krępacji być dalej taką dziewoją, jaką jestem i mieć te wszystkie postanowienia kajś.

Udanego zero zero siedem, agenci.

20 grudnia, 2006

Dzień, w którym nawet serek wiejski ma posmak kleju.

Filed under: Uncategorized — shooshoorama @ 10:31 am

Jako, że notkę tę mogą przeczytać nieletni, a nie chcemy demoralizować młodzieży, umówmy się, że w miejscu słowa niecenzuralnego pojawi się „kura”.

No więc kura kura, ja solę. Od rana towarzyszy mi uczucie wkurowacenia. Zacznijmy od tego, że środa zaczęła się od podstępnego wypędzenia mnie na targ w celu nabycia kisząco-śmierdzącej kapusty, w ilości kilogramów dwóch. Po pokonaniu toru przeszkód w postaci błota, rozdeptanych pomarańczy i jajecznych min poślizgowych, dotarłam do straganu X, gdzie oczom moim ukazała się X-metrowa kolejka stworzona przez osobników ze średnią wiekową oscylującą wokół siedemdziesiątki. Nic to, stałam sobie spokojnie, podziwiając kształty marchewek, do czasu, aż jakaś madame nie wczepiła mi drutu od parasolki we włosy (powodując mój niekontrolowany potok kur i zgorszenie wśród innych kapusto-oczekiwaczy).

W takich chwilach żałuję, że nie jestem na prozacu. Pewnie zareagowałabym wtedy uśmiechem i hasłem „cóż za rozłożysty paryzol, gdzie go pani nabyła?”

Z kurami pod nosem, popychana i szturchana tasiami, w końcu dobrnęłam do drogi prostej i szerokiej, która prowadziła obok domu sąsiada (który widocznie je prozac garściami). Chciałam zobaczyć, co nowego zamontował w swoim ogródku (była już gitara elektryczna, kolejka, plastykowe lalki Baby Born i krasnale). Tym razem jednak postawił na doniesienia z frontu i zamontował w ogrodzie (uwaga, będzie ostro) … ARMATĘ ! (no kidding, będzie udokumentowane wkrótce). No motyla noga! Muszę się z nim zaprzyjaźnić.

I jeszcze jedno. Rzadko kiedy udaje się wszystko dograć. Na początku jest fajnie, ale przychodzi taki moment, że trzeba się określić i powiedzieć co, jak, gdzie, po co i dlaczego. Ryzyko jest takie, że nie wszystkim może się to podobać (łącznie z nami). Szkoda tracić coś, co było przyjemne, motywujące i dostarczające radości. Niestety, jeżeli nie mamy na to wpływu, to nie pozostaje nic innego, jak pogodzić się z tym, co jest.

Bo w tym cały jest ambaras…

19 grudnia, 2006

Bajka trochę potyliczna.

Filed under: Uncategorized — shooshoorama @ 1:09 pm

Nie tak dawno temu.. przy krzaczku, opodal rzeczki, mieszkały sobie dwa Gąsioreczki. Dni mijały im beztrosko. Głownie na zbijaniu bąków z podwórkowym Kogucikiem Marcinkiem (którego, dnia pewnego, wykopały z koryta i kazały pić z kałuży). W porze przedobiadowej, obiadowej, poobiadowej, jak i każdej innej, Gąsiorami opiekowała się sierotka Marysia o dość nieproporcjonalnym nosie i skłonnościach do ściemniania. Detale te nie burzyły jednak obrazu utopii panującej w chlewiku. Marysia miłością bezwarunkową darzyła obie swe ptaszyny, a do jednej z nich dodatkowo żywiła uczucia, o których nie wypada wspominać przed godziną 22:00.

Po latach wesołego gęgania, zaczęły nadchodzić cięższe czasy. Wieśniakom zaczęło brakować pożywienia, nawet po wybyciu koni i innych koniowatych stworzeń, z królikami włącznie. Nad krzaczek Gąsiorów napłynęły czarne chmury symbolizujące niecne zamiary wieśniaków łaknących pasztetu, smalcu i pierza z gęsi. Nie zastanawiając się długo, dzielne Gęgaki podjęły odważną decyzję o opuszczeniu swoich włości i udały się w świat. Jako, że były to aż-za-dobrze odżywione ptaki, ciężko im było wznieść się w powietrze. Tak więc sunęły na swoich krótkich, koślawych nóżkach całych dni wiele, aż dnia następnego, po przedreptaniu dni wielu, dotarły do obcej platformy.

Dawno nie widziały tak pięknego pola kartofli. Czar wspomnień sprawił nawet, że jednemu z Gąsiorów zakręciła się łezka w oku na myśl o gotowanych bramborach, którymi raczyła go Marychna.. pogrążone w kontemplacji ptaki, stały w polu jak dwa kołpaki. Względny spokój i rozważania nad liczbą stonek na pobliskiej bulwie, przerwało nagłe wtargnięcie Dzika i Żyrafa. Dzik – ogorzały od słońca ramol – ciągnął za sznurki pobliskie kurki, ale uchodziło mu to na sucho. Żyraf natomiast, prezentował skrajną wrogość do wszystkiego, co obce. Prawdopodobnie dlatego, że w ZOO inne zwierzęta wyśmiewały się z jego matki, Szkotki z pochodzenia (ojciec – Smok Wawelski, matka – Nessie z Loch Ness – przyp. aut.).

Ale jak to w bajkach bywa, Gąsiory, mimo mikrej postury znalazły wspólny język z mieszkańcami pola i na nowo rozpoczęły swoje bezproduktywne życie.. zapominając, dlaczego zmuszone były uciekać spod krzaczka.

[Klask, klask]

[Kurtyna]

PS. Jaki jest morał tej bajki?

-> Jedzcie więcej wyrobów z gęsi, a już wkrótce tęcza zajaśnieje nad naszymi głowami.

17 grudnia, 2006

Bo chodzi o to, żeby nie wdepnąć w błoto.

Filed under: Uncategorized — shooshoorama @ 9:10 am

Dzisiaj będzie bez senesu i nie na temat, co nie zwalnia was z obowiązku czytania. Wszak mądrość płynąca z tego bleblania może się wam kiedyś przydać do testu na IQ.

1. Wielbłąd jednogarbny to dromader, a dwugarbny to baktrian.
2. Nie ma takiej możliwości, żeby kula do kręgli zatrzymała wasze palce w środku (tym samym urywając je) podczas wyrzutu.
3. Jeżeli przyśni wam się rąbanie drzewa, to znaczy, że „zrobicie celne posunięcie w życiu”. O jakie posunięcie chodzi, nie wie nawet sam Harnaś spod samiuśkich Tater, hej!

Kontynuując temat posunięć i dobrej kondycji fizycznej, pragnę zaprezentować wam ćwiczenie na oczy i otwór gębowy, wskazane po zbyt długim siedzeniu przed komputerem. Poradniki internetowe są niezastąpione. Zapraszam do wykonania. Oto instrukcja obsługi:

* Weź głęboki wdech i zamknij oczy. Napnij mięśnie twarzy oraz szyi. Zaciśnij mocno szczęki. Wstrzymaj oddech na mniej więcej 2-3 sekundy, nadal zaciskając powieki z całej siły.
* Zrób szybki wydech, jednocześnie otwierając oczy i wytrzeszczając je. Otwórz również szeroko usta, wydając głośne westchnienie.
* Powtórz ćwiczenie trzy razy.

I co? Wyglądacie już jak ta trójca?

16 grudnia, 2006

Gorączka sobotniego poranka.

Filed under: Uncategorized — shooshoorama @ 9:39 am

Dziń dybry, bybry. Negatywne skutki wczorajszego dnia mroźnego, dają się we znaki. W sensie el Qatar i la Temperatula. Paradoksem jest to, że odmrożenia narządu węchu nabawiłam się nie podczas wyprawy na Czomolungmę, tylko w lokalu, gdzie celsjuszometr wskazywał 28,3 stopnia.
Wszystko za sprawą drzwi „ciągnąć, pchać” (bez skojarzeń, bitte), które okazały się obrotowe. Otóż okazuje się, że w tak *cywilizowanym kraju jak Polska, są istoty, które wykazują jawny brak konsekwencji działania (otwieranie, owszem, ale z zamykaniem – problemy), obojętność i nieprzystosowanie do ogólnoprzyjętych norm (Skrzetuski, niech żel do włosów Hard – ekstremalne utrwalenie, będzie z Tobą!). Efektem takich działań byly naprzemienne fale gorącego i zimnego powietrza, które dawały większego kopa niż chłodny prysznic po wyjściu z sauny fińskiej. I nie, nie mogłam się przesiąść, bo miałam dobry widok na … ścianę ;-)

*odnośnik do powyższej gwiazdki:

Nie umiem się powstrzymać od skomentowania wczorajszej wypowiedzi Leszka – następcy Mieszka. Na szczycie UE zaprezentował szczyt swoich zdolniości językowych i humorystycznych, przyrównując wroga do tworu człekokształtnego. Dziesięć pomidorów dla tego pana.. w końcu pochodzenie od małpy NIE jest prywatną sprawą każdego z nas. A może jest? Niebawem odpalę tu sondę i przeprowadzę risercz odnośnie stosunku jednostek do swych prawdziwych drzewnych korzeni.

Owa małpa w czerwonym zajrzała również tutaj i pozdrawia was nosowym kwaaa.

15 grudnia, 2006

Notka giętka jak frotka.

Filed under: Uncategorized — shooshoorama @ 9:57 am

Przewidywalne było to, że będzie mnie ciągnęło do regularnego blogowania na początku. Tak więc w przypływie mentalnego ekshibicjonizmu, kolejna notka rodzi się do życia.

Po kilku głębszych (przemyśleniach), stwierdziłam, że warto by było powrócić do zajęcia, któremu kiedyś poświęcałam troche czasu, ale jak to u mnie bywa – zarzuciłam na rzecz lenienia się. Chodzi o projektowanie biżuterii. W tym celu nabyłam cały zestaw koralików, począwszy od kamiennych, poprzez kościane, crackle, a nawet kilka cloisonne się przypałętało (jak kraść to miliony..). Przy okazji udało mi się załapać na gratisowy zestaw bigli (nie mówię o psach królowej Eli II). Tak zaopatrzona, mogę tworzyć.. do ponownego znudzenia i rzucenia tym wszystkim w cholewę.

Potraktowałam ten zakup jako jeden z licznych prezentów, które zamierzam sobie sprawić na gwiazdkę. Samouszczęśliwianie się jest teraz glamour. W kolejce czekają płyty CD (takie, siakie, owakie) i laptok (ten to sobie poczeka..). Jest natomiast kilka rzeczy, które mają destrukcyjny wpływ na moje dobre samopoczucie, równowagę emocjonalną i zdrowie psychiczne. Więęęc, jeżeli chcecie mnie zobaczyć w kaftanie, to kupcie mi misia Teletubisia, przewracającego fluorescencyjnymi oczami w rytm dobywającej się z jego wnętrzności piosenki „Pinkle Winkle Tinky Winky, Pinkle Winkle Tinky Winky”.
A jeżeli finanse stoją kiepsko, to jest jeszcze jedno wyjście, żeby mnie pogrążyć. Wystarczy siłą zaciągnąć mnie na dysko-błysko-tekę, gdzie elektroniczne mordulce zapodają swoje dżambo-dżety. Padnę na wejściu.

Awrrrr.

14 grudnia, 2006

Not so Great Awakening.

Filed under: Uncategorized — shooshoorama @ 12:41 pm

Kolejna zachcianka spełniona. Chciałam mieć bloga – mam bloga. Przymykam oko na fakt, że od dzisiaj przyjdzie mi spędzać jeszcze więcej czasu przed komputerem, myśląc czym was (lub siebie) rozbawić i chociaż na chwilę odprężyć (moje uzależnienie od internetu stało się na tyle perfidne, że każe mi kombinować na lewo i prawo, spójrzmy prawdzie w oczy).
Jako, że jest to moja pierwsza notka, nie mam się do czego odwołać, więc chcąc, nie chcąc, jestem zmuszona wrzucić jakiegos niusa o sobie. Tak, żebyście mieli generalnie jakieś pojęcie z czym się mię ję.

Zacznijmy od tego, że wiodę żywot wampirzy. Nie, w brew temu, co myślicie, nie wpijam się w szyje młodych mężczyzn (przynajmniej nie, żeby poczuć krew na dziąsłach), nie kradnę straruszkom torebek z emeryturą rzędu 600 PLN i nie jeżdżę batmobilem. Moje dej baj dej polega na niesieniu kaganka oświaty młodym ludziom (i tym młodym inaczej też).
Ogólnie nie narzekam, bo jak można narzekać, kiedy codziennie ma się kontakt ze zdolną młodzieżą, chłonącą wiedzę jak Gąbka Baltazar. Tylko ta popołudniowa zmiana jest nie-ten-tego. Brakuje mi wolnych wieczorów. Szczególnie teraz, kiedy jest ktoś, dla kogo mogłabym przegapić nawet świąteczne odcinki Smerfów.

Howgh!

Blog na WordPress.com.