Ostatnio mam manię na kawały (wolę słowo kawały niż dowcipy.. z czystej przyzwoitości). Głupie dowci.. kawały mają swój urok. Niezbyt wysokich lotów, ale nie można powiedzieć, że są do bani (zakazuję, absolutnie).
No więc (będę zaczynać zdania od „no więc”, bo tak już mam, kropka). Czy tylko mnie śmieszą zdania typu: siedzą dwa gołębie na parapecie, jeden grucha, drugi jabłko? Albo: wąż mówi do krowy „Ssssspierdzielaj!”, a krowa na to „A muuuuuszę?”. Wysokich lotów to nie jest (tu następuje mój niekontrolowany potok hahów i hehów). Nu.
Chociaż trzeba też przyznać, że dyskretne złośliwości, niedomówienia, zawoalowany cynizm zmuszający do pogłówkowania – też mają coś w sobie. Mózgownica musi przejść w tryb ON.
Na przykład: dlaczego Polacy nie latają w kosmos?
(Chwila ciszy.. zgadujcie!)
Bo poodkręcaliby koła z Wielkiego Wozu!
Uhm, może to był zły przykład, ale tylko taki wpadł mi do głowy (złośliwi powiedzą, że mój mózg nie zbudził się ze stanu spoczynku, odpowiadam: bleee).
Dobra, to na koniec końców jeszcze jeden, który lubię. Klasyka w kolorze blond (lub bląd.. ąę).
Przesądna blondynka mówi do swojej przyjaciółki:
– Wyobraź sobie, że rano spadł mi talerz! Boję się, że to może zaszkodzić dziecku, które w sobie noszę.
– Eee, głupia! W zabobony wierzysz? Dwa miesiące przed moim urodzeniem, mama rozbiła płytę gramofonową i nic mi nie jest… nic mi nie jest… nic mi nie jest…
Jeżeli znacie jakieś śmieszne dżingle (Waszym zdaniem), to się podzielcie… to się podzielcie… to się podzielcie…
PS. Mamo, Ty też rozwaliłaś gramofon?!